KIKSY BRAMKARZY, REPORTERSKIE BŁĘDY I WPADKI KIBICÓW. . . |
prezes68a
Administrator
|
KIKSY BRAMKARZY, REPORTERSKIE BŁĘDY I WPADKI KIBICÓW…
Kiksy bramkarzy to temat odwiecznych dyskusji kibiców, trenerów i zawodników. Przytrafiają się w najmniej oczekiwanych momentach nawet tym golkiperom, którzy stanowią trwały fundament własnych drużyn. Błąd bramkarza kosztuje piłkarską ekipę zawsze najwięcej. Newralgiczność tej pozycji sprawia, ze do jej zajmowania zawodnik musi posiadać pewne predyspozycje, niekoniecznie związane ze zdrowym rozsądkiem. Określenia, często używane do oceny gry bramkarzy, typu „zaczarował własną bramkę” czy „obronił w tej sytuacji z pomocą nadludzkich sił” ustawiają bowiem bramkarza na pozycji niemalże „szamana” zespołu, a w światku futbolowym panuje opinia, ze dobry bramkarz musi być troszeczkę zwariowany. Kiedy bramkarz zawali, widzą to wszyscy obserwatorzy, a już kiedy na meczu obecne są kamery, realizator będzie aż do bólu powtarzał taką sytuację. Zwłaszcza, kiedy puszczony gol decyduje o ostatecznym wyniku spotkania. I nic to, ze wcześniej kilka razy błąd popełnią napastnicy, którzy z kilku zaledwie metrów nie skierują futbolówki do siatki rywala – za błąd kosztujący utratę gola bramkarz płaci najwyższą cenę. Nie ma znaczenia, że wcześniej golkiper broni doskonale i w kilku przypadkach ratuje drużynę z opresji, bowiem bramkarza rozlicza się nie z tego, co obroni, ale z tego, co puści. Kiks, który kosztował Garbarnię utratę zwycięstwa w meczu z Juventą przydarzył się Adrianowi Jękotowi w ostatniej minucie tego spotkania. Nie opanował on piłki bitej z wątpliwego rzutu wolnego, ta odbiła się od poprzeczki i spadła wprost na głowę Anduły, który dopełnił formalności. Mimo doliczenia przez arbitra kilku minut, Brązowi nie zdołali się już podnieść po tym ciosie. Bramkarz Młodych Lwów przez cały mecz prezentował się dobrze, w kilku sytuacjach wybronił piłkę znakomicie. Pomylił się raz, i był to błąd koszmarny przede wszystkim dla niego samego. Cóż z tego, ze wcześniej w dogodnych pozycjach znaleźli się dwaj napastnicy Brązowych i też się pomylili. Ich pomyłki były powodem nie podwyższenia wyniku na 2:0, jego pomyłka kosztowała utratę zwycięstwa na kilkaset sekund przed końcem meczu. Gatunkowo – wszystkie te błędy przesądziły o wyniku, ale błąd „Kocura” był najbardziej widoczny. I zapewne marnym dla niego pocieszeniem, choć prawdziwym będzie stwierdzenie, że takie błędy przydarzały się takim światowym i polskim bramkarskim sławom jak Zubizaretta, Rene Higuita, Oliver Kahn, Tomasz Kuszczak czy Artur Boruc (o Januszu Jojce nie wspominając). Z zestawienia tych nazwisk jasno wynika, że takie wpadki są wpisane w bramkarski fach i dodają tej pozycji dodatkowego smaczku. I żadna z tych wpadek nie przekreśla ani nie obniża klasy prezentowanej przez tych golkiperów. I kiedy będziemy oceniać występ Jękota pod kątem tej wpadki, nie możemy też zapomnieć o jego interwencjach w Tarnowie, kiedy to podczas wyjazdowego meczu z Unią spisał się kapitalnie (broniąc na przykład strzał przewrotką Wolańskiego) i zachował czyste konto. Nie śmiałbym podpowiadać trenerowi Szopie, co ma zrobić z obsadą bramki w następnym spotkaniu, ale przykład z ekstraklasy, kiedy to Łukasz Sapela z Bełchatowa „pomógł” swoimi błędami odnieść zwycięstwo krakowskiej Wiśle, a już w następnej kolejce z Lechem w Poznaniu był najlepszym zawodnikiem swojej drużyny i zachował czyste konto, w pełni rehabilitując się za wpadki na Reymonta, jest wielce wymowny. Mają też swoją wpadkę relacjonujący poprzednie spotkanie Garbarni. Oto bowiem przy okazji meczu Unia Tarnów – Garbarnia okazało się, że kilka portali ( w tym i nasz serwis) podało w pomeczowej relacji mylną informację o żółtej kartce dla Marcina Pluty, który de facto kartki nie otrzymał. Dobrze, że ważniejszy w tym względzie i mający moc obowiązującą prawnie jest sędziowski protokół i załącznik do niego, w którym nazwisko kapitana Garbarni z tamtego meczu w pozycji „żółte kartki” nie figuruje. Dlatego też „Plutek” mógł zagrać z Juventą, co dziś kwestionują starachowiccy działacze. Na usprawiedliwienie zaistniałej sytuacji przytoczę tylko fakt, że arbiter tamtego spotkania pokazał zawodnikom kilkanaście kartoników w żółtym kolorze i łatwo było się pogubić w dokładnym ich zaksięgowaniu. Niemniej jednak w relacji „na żywo” przekazywanej za pomocą Forum Kibiców na łamach naszego serwisu nazwisko kapitana Garbarni w kontekście żółtej kartki nie padło. Nie padło także w kontekście naszej przedmeczowej zapowiedzi, gdyż jako serwis RKS nie zamierzamy informować o kłopotach kadrowych naszej drużyny przed spotkaniem. Być może nawet informacja, która się ukazała na jednej ze stron o tym, ze Marcin Pluta nie zagra w tym spotkaniu stała się inspiracją do podnoszenia tej kwestii przez starachowiczan. Zaliczyli też swój kiks kibice. „Loża RKS” to sektor fanów, którzy wspierają piłkarzy Garbarni podczas rozgrywanych spotkań. Oczywiście łatwiej nam jest składać ręce do oklasków wtedy, kiedy zespołowi na boisku idzie i prowadzi dwoma, trzema czy też czterema bramkami. Dla piłkarzy na pewno więcej znaczy doping w chwilach ciężkich, kiedy nie wszystko układa się po ich myśli a przeciwnik jest wymagający. Tak było w sobotę w meczu z Juventą i przyznam szczerze, że zachowanie kibiców na Loży – tak ilościowo, jak i jakościowo – przerosło moje oczekiwania. Było nas sporo i byliśmy głośno (oczywiście nam na trybunach też brakuje sił na śpiewanie przez całe 90 minut), moim zdaniem wspieraliśmy drużynę jak należy. A muszę w tym miejscu napisać rzeczy oczywiste, gdyż chyba nie wszyscy je dostrzegają: mamy na Ludwinowie po raz pierwszy od kilku dobrych lat zespół, który ma szansę na awans do wyższej ligi. Drużyna Garbarni przegrała tylko jeden raz na 23 spotkania, na boisku piłkarze zostawiają mnóstwo zdrowia i walczą w każdym meczu. Mecz z Juventą Starachowice był kolejnym spotkaniem z drużynami z czołówki tabeli (po Przeboju Wolbrom i Unii Tarnów), a przecież w każdym z nich zawodnicy walczyli z pełnym zaangażowaniem o końcowy rezultat. Zespół ze Starachowic nie przypadkiem znajduje się w czołówce III ligi i nie przypadkiem był przed tym sezonem wymieniany jako kandydat do awansu. Pozycja lidera, jaką zajmują Młode Lwy sprawia, że ich rywale przystępują do spotkań z nimi dodatkowo zmotywowani zasadą „bij lidera”, bo każdy korzystny wynik uzyskany z Brązowymi sprawia przeciwnikom niekłamaną satysfakcję. I mając w nogach dwa wspomniane ciężkie mecze, grając z zawsze groźnym przeciwnikiem (osłabieni brakiem Marcina Siedlarza) zagrali Garbarze jak umieli. To, że cofnęli się w końcówce meczu wynikało raczej z siły i klasy przeciwnika, który podyktował trudne warunki w tej fazie gry, niż z kunktatorstwa Brązowych. Niedostrzeganie tego jest grzechem, ale jest jeszcze grzechem dopuszczalnym. Określanie mianem „dziadostwa” gry drużyny liderującej w lidze i autentycznie walczącej jest gorzką pigułką, która byłaby jeszcze do przełknięcia, gdyby została zaaplikowana przez kogoś, kto widział większość występów Garbarni i wie, jakie są realia w jakich grają nasi zawodnicy. Malkontenci na naszym stadionie są obecni (jak pewnie i na każdym) i do nich zdążyliśmy się już przyzwyczaić, że nawet przysłowiowe 5:0 ich nie zadowala. Ale rzucanie głośnych haseł o „dziadowskiej grze” i złej taktyce trenera w sytuacji, kiedy zespół potrzebuje wsparcia w sektorze kibiców, którzy to wsparcie chcą dawać – jest już bardzo nie na miejscu. Zwłaszcza gdy uwagi te czynione są przez kogoś, kto pojawia się na meczu Garbarni raz na pół roku i chyba idąc na stadion ma już takie nastawienie. Otóż kibice z Loży RKS widzą serce do gry, wolę walki i zaangażowanie zawodników w toczonych przez Garbarnię potyczkach. Autentyczna radość piłkarzy z sukcesów i wspólne jej przeżywanie z kibicami daje nam wszystkim poczucie więzi, jakiej na Rydlówce nie było od lat. Dlatego też takie hasła musiały się spotkać z oporem, przyznaję – wyrażonym w sposób nieparlamentarny, nad czym ubolewam – ale też z całą pewnością sprowokowanym przez głośne werbalne „oplucie” drużyny, z którą się na „Loży RKS” utożsamiamy. Oglądając w sobotę Magazyn Liga Plus podsumowujący kolejkę ekstraklasy we fragmentach meczu Korona Kielce – Ruch Chorzów słychać było gwizdy, jakimi raczyły trybuny kieleckiego stadionu własnych piłkarzy, tak gdzieś już od 60 minuty. I przypadł mi bardzo do gustu komentarz redaktora Smokowskiego, który stwierdził że jemu takie zachowanie kibiców się nie podoba, i ze może przychodząc na mecz wypadałoby wesprzeć swoich piłkarzy w ciężkiej sytuacji, a nie jeszcze ich "dołować". Mam taki sam pogląd na sprawę, jeśli chodzi o rolę kibica na stadionie. Tym bardziej, że w każdym meczu widać, z jakim zaangażowaniem zawodnicy Garbarni walczą o każdy uzyskany punkt. I taką walkę toczyli przez 90 minut spotkania z Juventą. To, że nie wszystko wychodziło, że być może przytrafił się słabszy dzień, że przeciwnik był naprawdę trudny nie upoważnia nikogo do niczym nie uprawnionego obrażania zawodników własnego klubu. Ryzyko porażki czy remisu jest wkalkulowane w sport, dla kibica najważniejsza jest jednak walka i zaangażowanie, których dziś piłkarzom z Ludwinowa odmówić nie można. Kto spodziewa się samych zwycięstw niech sobie zagra na Play Station. Z komputerem… Artur Bochenek [link widoczny dla zalogowanych] ********************* Kiksy bramkarzy obrazuje film: http://www.youtube.com/watch?v=wKNZOqr1AXo |
||||||||||||||
Post został pochwalony 1 raz Ostatnio zmieniony przez prezes68a dnia Wto 11:06, 26 Kwi 2011, w całości zmieniany 7 razy |
KIKSY BRAMKARZY, REPORTERSKIE BŁĘDY I WPADKI KIBICÓW. . . |
|
||
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2004 phpBB Group
phpBB Style created by phpBBStyles.com and distributed by Styles Database.
Powered by phpBB © 2001-2004 phpBB Group
phpBB Style created by phpBBStyles.com and distributed by Styles Database.